uwzględnij wielkość liter
dokładna fraza
zawarta fraza
Aktualnie przeglądasz:
Życie / Cytaty ze źródeł / Współcześni Chopina o nim / O osobowości

Osobowość

 

George Sand 
Dzieje mojego życia
Warszawa 1968

 

"Był on skromny z zasady i łagodny z przyzwyczajenia, lecz instynktownie władczy i pełen słusznej dumy, z której nie zdawał sobie sprawy. Stąd cierpienia, nie mające określonego przedmiotu, których wytłumaczyć nie umiał" [s.347]

 

"Tak było z nim we wszystkich sprawach. Ciesząc się chwilę słodyczą serdecznych uczuć lub uśmiechem losu, dni całe, tygodnie nawet, dręczył się niezręcznością obojętnego człowieka lub drobnymi przeciwnościami codziennego życia. I dziwna rzecz, wielki ból nie łamał go tak jak drobna przykrość. Wydawało się, że nie ma on dość siły, by ból ten najpierw zrozumieć, a następnie odczuć. Głębia jego wzruszeń nie pozostawała więc w żadnym stosunku do ich przyczyny." [s.333]


"...od kilku lat sama myśl o opuszczeniu Paryża, swego lekarza, swoich znajomych, nawet mieszkania i fortepianu napełniała go zawsze obawą. Był to człowiek o mocno zakorzenionych przyzwyczajeniach i najmniejsza nawet zmiana stanowiła w jego życiu groźne wydarzenie." [s.328]


"Chopin zawsze wzdychał do Nohant i nigdy nie mógł ścierpieć życia w Nohant. Był on par excellence człowiekiem światowym, chociaż nie oficjalne i zbyt gromadnie odwiedzane salony były jego światem, ale kręgi zamknięte, salony skupiające koło dwudziestu osób w owej godzinie, gdy obcy odchodzą, a stali bywalcy cisną się wokół artysty, aby przez miłe, choć natrętne naleganie wydrzeć mu nieomal najpiękniejsze twory jego natchnienia. Wtedy dopiero Chopin okazywał cały swój geniusz i cały talent. Wtedy również, pogrążywszy słuchaczów w głębokiej zadumie lub bolesnym smutku - muzyka jego bowiem straszliwym niekiedy zwątpieniem ogarniała dusze, zwłaszcza gdy improwizował - nagle jakby chciał zatrzeć wrażenie i wspomnienie tego smutku w sobie i drugich, zwracał się nieznacznie do lustra, poprawiał włosy i krawat i ukazywał się nagle przeobrażony w flegmatycznego Anglika, uprzykrzonego staruszka, w sentymentalną i śmieszną Angielkę lub chciwego handlarza.

Wszystko, co w nim było wzniosłe, zachwycające, nawet wszystkie jego dziwactwa czyniły go duszą wybranych towarzystw, toteż dosłownie wyrywano go sobie, gdyż szlachetność jego charakteru, bezinteresowność, poczucie godności osobistej, jego duma, daleka od wszelkiej niesmacznej próżności i bezczelnej reklamy, dystynkcja i delikatność w obejściu, czyniły z niego przyjaciela równie miłego, jak godnego zaufania.

Wyrwać Chopina spośród tych przymilności i karesów, włączyć w egzystencję prostą, jednostajną i ustawicznie poświęconą pracy, jego, pieszczocha księżniczek, było to pozbawic go podniety do życia, sztucznego co prawda - gdyż podobnie jak uszminkowana kobieta, wracając wieczorem do domu, odkładał na bok zapał i werwę, by nocą pograżyć się w gorączce i bezsenności - lecz życia takiego, które choć było krótsze, było bardziej intensywne niż egzystencja w ukryciu, w ciasnym kółku zawsze tej samej rodziny.

W Paryżu bywał on codziennie w kilku domach albo wybierał przynajmniej jeden, co wieczór inny. W ten sposób mógł upajać lub czarować swoją obecnością dwadzieścia lub trzydzieści salonów po kolei." [s.345]


"Natura nie obdarzyła Chopina wyłącznością w afektach. Uznawał wyłączność tylko w uczuciu, którego żądał; dusza jego, wrażliwa na każdą piękność, wdzięk czy uśmiech, oddawała się niesłychanie łatwo i spontanicznie. Co prawda odchodził on równie łatwo i szybko, niezręczne bowiem słowo, uśmiech dwuznaczny aż nadto go rozczarowywały. Mógł w czasie jednego balu pokochać namiętnie trzy kobiety, a potem odchodził, nie myśląc o żadnej z nich i pozostawiając każdą w przekonaniu, że to ona wyłącznie go oczarowała.

Taki sam był w przyjaźni: to unosił się dla kogoś entuzjazmem od pierwszego wejrzenia, to się później zrażał i z niechęcią odwracał, raz żywił pełne zachwytu uwielbienie dla tych, którzy byli tego przedmiotem, to znów tajone niechęci zatruwały mu najtkliwsze uczucia. [....] Nie znaczy to, że dusza jego była chłodna i oziębła. Przeciwnie, pełna była żaru i czułego przywiązania, lecz nie wyłącznie i ustawicznie do jednej tylko osoby. Oddawała się na zmianę kilku wzajemnie się zwalczającym uczuciom, z których kolejno jedno panowało nad wszystkimi innymi." [s.346]


"...jednak Chopin w stosunku do mnie był uosobieniem przywiązania, uprzedzającej grzeczności, wdzięku, uprzejmości i szacunku, to wobec mego otoczenia nie wyrzekł się wcale przykrych stron swego charakteru. W stosunkach z bliskimi mi osobami zmienność nastrojów, od wielkoduszności do kaprysów i urojeń, objawiała się bez skrępowania, przerzucając się stale od gorącej sympatii do odrazy i odwrotnie." [s. 348-349]


"Duchowe życie Chopina niczym i nigdy nie objawiało się na zewnątrz, stworzone przezeń arcydzieła były tylko niejasnym i tajemniczym jego wyrazem, ale wargi artysty nigdy nie zdradziły przeżytych cierpień." [s.349]


"Nieszczęsny wielki artysta był nieznośny w chorobie. [To, czego się za mało, niestety obawiałam, nadeszło. Nastąpił całkowity upadek ducha.] Chopin znosił dosyć odważnie cierpienia, lecz nie mógł okiełznać swej niespokojnej wyobraźni." [s.330]


"Jeśli chodzi o jego nieszczęsne zdrowie, to znosił bohatersko chwile rzeczywistego niebezpieczeństwa, a zadręczał się żałośnie niegroźnymi dolegliwościami." [s.333]


"Miły, wesoły i uroczy w towarzystwie, w chorobie mógł doprowadzić do rozpaczy osobę wyłącznie z nim przebywającą. [....]

Nie było duszy szlachetniejszej, delikatniejszej i bardziej bezinteresownej ani wierniejszej i lojalniejszej w przyjaźni, trudno o umysł błyskotliwszy w wesołości, a inteligencję poważniejszą i wszechstronniejszą w swojej dziedzinie; lecz za to, niestety, trudno o bardziej nierówne usposobienie, kapryśniejszą i pełną urojeń wyobraźnię, drażliwość bardziej podatną na urazy, wymagania serca bardziej niemożiwe do zaspokojenia. I wszystko to nie było jego winą. Winna była choroba. [....]

Jego psyche była jakby żywcem odarta ze skóry, dotknięcie płatka róży, cień muchy raniły ją do krwi." [s.334]


"...nadeszła rewolucja lutowa i Paryż stał się w owych dniach odrażający dla tego umysłu niezdolnego nagiąć się do żadnej gwałtownej przemiany w formach społecznych. Mogąc wrócić do Polski, mając pewność, że będzie tam tolerowany, wolał tęsknić przez dziesięć lat za rodziną, którą uwielbiał, niż znosić widok ojczyzny zmienionej i okaleczonej. Uciekł przed tyranią, tak jak uciekał przed wolnością." [s.352]

 

 

 

Start : O Nas : Redakcja : Kontakt : Mapa serwisu
Copyright by TIFC 2008. Realizacja Rotos.